Kilimanjaro Extreme Marathon, czyli maraton rozpoczynający się na szczycie Kilimandżaro. Jego pierwsza edycja odbyła się 9 grudnia 2017 roku, po 5 dniach trekkingu do szczytu. Kilithon, ze startem na wysokości 5895 m n.p.m., został najwyżej rozgrywanym maratonem na świecie!Aby wziąć udział w maratonie, uczestnicy musieli najpierw dojść do startu. Trekking drogą Umbwe trwał 5 dni (piątego dnia po raz pierwszy stanęliśmy na szczycie!). Lekko nie było, jak na imprezę ekstremalną przystało. Większość czasu szliśmy w chmurach.
Bezchmurne niebo i widok szczytu trzeciego dnia rano wywołały nie lada poruszenie w obozie. Nawet ci, którzy z reguły lubili dłużej pospać wstali, żeby się ponapawać widokami. Co niektórzy, czyli Herci i Miki (Piotr Hercog i Mikołaj Kowalski-Barysznikow, biegacze z największą ilością sił) postanowili nawet pobiegać z pięknym Uhuru w tle, żeby inni (Piotr Dymus) mogli zrobić zdjęcia.
W obozie Barafu (4600 m n.p.m.) spotkała nas niespodzianka – kiedy spaliśmy nas zasypało! Zastanawiające było, dlaczego w środku nocy nagle zrobiło się w namiocie ciepło, rano zagadka została rozwiązana. Zamiast namiotów mieliśmy iglo! Nie przeszkodziło nam to, i po śniadaniu ruszyliśmy w drogę na szczyt.
Podczas podejścia wydawało się, że za dużo ze szczytu nie zobaczymy…
…ale pogoda na piku była piękna. Trudno było oderwać się od niesamowitych widoków, ale w końcu zebraliśmy się, żeby zobaczyć jeszcze Crater Camp (5700 m n.p.m.), w którym mieliśmy spać, za dnia. Dzięki otaczającym obóz lodowcom jest on uznany za jedno z najpiękniejszych miejsc biwakowych świata.
Kolejnego dnia rano podeszliśmy znowu na szczyt, gdzie nadmuchaliśmy bramę Kilithonu (wydaje się Wam, że rozstawienie dmuchanej bramy na wysokości 5895 m n.p.m. to wyzwanie? Słusznie! Żeby to zrobić, musieliśmy przywieźć do Tanzanii i wnieść na szczyt agregat prądotwórczy, a konsultacje na temat urządzenia, które zadziała na tak dużej wysokości, odbywały się na forach naukowych) i wystartowaliśmy. Trasa maratonu jest urozmaicona i piękna widokowo, więc bardzo przyjemnie się biegło. W wynikach nie było niespodzianki – wygrał oczywiście Piotr Hercog , który pokonał trasę w czasie 4 godziny 28 minut i 40 sekund.
Kiedy wszyscy byli znów czyściutcy i pachnący, czyli po powrocie do hotelu i nocnym odpoczynku, mieliśmy ceremonię rozdania nagród, po której pojechaliśmy na safari. Oglądaliśmy zwierzaki w Ngorongoro i Serengeti.
Atmosfera podczas całej imprezy była świetna. Ekipa kapitalnie się zgrała i wszyscy super się bawiliśmy. Wiecie, co jest w tym wszystkim najlepsze? Że dopiero się rozkręcamy! Zapraszamy za rok!